Do tego dochodzi, jak podaje BundesForum Kinder und Jugendreisen, niemieckie stowarzyszenie organizacji i firm zajmujących się turystyką dzieci i młodzieży, groźba zwolnień, a każde miejsce w obiekcie zakwaterowania tworzy pośrednio dwa kolejne. To oznacza, że dzięki turystyce szkolnej i młodzieżowej w Niemczech ma pracę około 550 tysięcy ludzi. Organizacja wskazuje, że dotąd rząd nie udzielił żadnego wsparcia firmom, które się w niej specjalizują, a wielu z nich grozi bankructwo. Same obiekty zakwaterowania potrzebują około 740 milionów euro, żeby przeżyć.
CZYTAJ TEŻ: Wycieczki szkolne pod nadzorem branży turystycznej
Zrzeszenie turystyki młodzieżowej Reisenetz przypomina, że ministerstwa oświaty poszczególnych landów zakazały organizowania wycieczek szkolnych. Instytucja zgadza się wprawdzie z argumentami stojącymi za tą decyzją, ale podkreśla jednocześnie, że kryzys przeżyje tylko niewielu touroperatorów i usługodawców. Większość pracuje z małą marżą, by umożliwić wypoczynek jak największej liczbie dzieci, więc nie mają oszczędności. To z kolei sprawia, że trudno im uzyskać pożyczki, ponieważ nie mają zdolności kredytowej.
Reisenetz zwraca też uwagę, że firmy ustalają koszty rezygnacji na bardzo niskim poziomie, żeby ograniczyć odpowiedzialność nauczycieli, którzy zgłaszają klasy na wycieczki. W tej chwili wiele szkół odwołuje wyjazdy do końca roku, przy czym nie ma przepisów, które by tych wyjazdów jednoznacznie zabraniały – gdyby takowe istniały, sytuacja byłaby zupełnie inna.
Zrzeszenie szacuje, że kryzys przetrwa jedynie jedna trzecia firm z sektora turystyki szkolnej i młodzieżowej. To może oznaczać, że nie będzie można zorganizować kilkudniowych wycieczek szkolnych dla około 800 tysięcy dzieci z prawie 2 milionów, które rocznie jeżdżą na takie imprezy. Co więcej, ceny wzrosną, przez co wiele osób nie będzie mogło sobie pozwolić na wysłanie dziecka na wyjazd z klasą.