Podobnie jak ma to miejsce w wypadku innych popularnych wśród turystów miast (Barcelona, Amsterdam, Wenecja), władze Salzburga muszą wybrać między rosnącymi przychodami z turystyki a jakością życia mieszkańców. W zeszłym roku do miasta przyjechało 1,91 miliona gości, o 4,9 procent więcej niż rok wcześniej, którzy wykupili 3,31 miliona noclegów (wzrost o 5,3 procent) – podaje portal branży turystycznej Tourism Review. Z jednej strony turyści są dla Salzburga bardzo ważni, z drugiej – mieszkańcy coraz mocniej odczuwają negatywne skutki popularności miasta.
CZYTAJ TEŻ: Amsterdam droższy dla turystów
Dlatego ratusz chce ustanowić górną granicę liczby miejsc noclegowych – maksymalnie ma ich być 15 tysięcy, czyli niewiele więcej niż obecnie. Teraz jest ich 14,088 tysiąca, prawie o 8 procent więcej niż przed rokiem.
Jak mówi burmistrz Harald Preuner, zaczyna się kończyć tolerancja mieszkańców dla nadmiernego ruchu turystycznego. Ratusz ma jednak ograniczoną władzę, jeśli chodzi o ruch budowlany. O zgodę na otwarcie hotelu muszą występować tylko przedsiębiorcy, którzy planują mieć w nim co najmniej 120 pokojów. Burmistrz chciałby zmienić przepisy we współpracy z regionem.
– Musimy odejść od definicji pokojów i skupić się na łóżkach, bo to ma większy sens – twierdzi Preuner i dodaje, że trzeba określić obszary, w których rozwój jest nadal możliwy, a w których już nie. Inaczej władze zderzą się z problemem, jaki pojawił się w wypadku ruchu autokarów. Kiedy mieszkańcy protestowali z powodu ich liczby, władze wprowadziły obowiązek rezerwowania terminów (slotów) na przejazdy i parkowanie. W 2019 roku do Salzburga wjechało 38 tysięcy autobusów turystycznych, czyli o 5 procent mniej niż przed rokiem (dane dotyczą okresu porównawczego od lipca do grudnia).