Jak pisze dziennik „ La Stampa” każdy planujący zwiedzanie historycznej części tego miasta będzie musiał zarezerwować sobie miejsce z wyprzedzeniem. A wejście będzie możliwe jedynie przez obrotowe bramki.

Pomysł na ograniczenie liczby zwiedzających Wenecję pojawił się jeszcze przed pandemią i miał być wprowadzony w 2020 roku. Tyle że wtedy liczba turystów odwiedzających to miasto i tak gwałtownie spadła. Teraz turystyka odżywa, a wraz z nią pomysły na to, co zrobić, żeby kontrolować ruch. Dzięki temu mieszkańcy mieliby odzyskać trochę spokoju, a turyści nie tłoczyliby się wokół największych atrakcji.

CZYTAJ TEŻ: Wenecja opustoszała. Branża turystyczna zaczyna się martwić

Od lipca tego roku do Wenecji nie mogą już przybijać wielkie wycieczkowce. To znacząca utrata wpływów, bo codziennie było ich po kilka, a każdy z nich płacił po 30 tys. euro za samo zakotwiczenie na lagunie, nie mówiąc już o pieniądzach, jakie wydawali ich pasażerowie. Jest to jednak pierwszy krok w kierunku ograniczenia przyjazdów i zapanowania nad turystyką masową.

Wjazd do Wenecji ma od czerwca 2022 roku kosztować od 3 do 10 euro od osoby, zależnie od sezonu oraz liczby turystów, którzy chcą odwiedzić to miasto danego dnia. Z opłat zwolnieni będą mieszkańcy, ich rodziny i osoby z ważnymi rezerwacjami w którymś z hoteli, bo odpowiednia kwota będzie im doliczana do rachunku — pisze „La Stampa”.

Wprowadzenie opłat za odwiedzanie miast jest we Włoszech kontrowersyjne. Burmistrz Wenecji Marco Gasparinetti uważa, jest to jednoznaczne z uznaniem tego miasta za park tematyczny. Ograniczenia powinny być wprowadzone jedynie w niektórych, newralgicznych miejscach, takich jak plac Świętego Marka, gdzie zawsze są tłumy.

ZOBACZ TEŻ: Overtourism nie odstrasza turystów

Obrońcy Wenecji są zdania jednak, że to nie turyści, ale korupcja we władzach niszczy miasto. 5,5 miliarda euro przeznaczonych na konserwację i ochronę przed powodziami jakoś się rozeszło. Projekt miał być zakończony w 2022 roku, a efektów nie widać. W Wenecji ubywa stałych mieszkańców, bo warunki życia są tam coraz gorsze, mimo że napływ pieniędzy od zwiedzających nie ustaje, tyle że potem nie wiadomo na co są przeznaczane – wskazują.