– Sytuację na rynku dramatycznie może zmienić dostępność krajów lub jej brak, jeśli chodzi o zasady przekraczania granic, głównie o niedogodność w postaci obowiązkowych testów – wyjaśnił Baszczyński. – Mówi się, że Turcja może znieść ten wymóg, wówczas pojemność do Turcji będziemy musieli zwiększyć dwu-, trzy- lub czterokrotnie. Po drugiej stronie mamy niektóre kraje strefy Schengen, które otwarcie mówią, że będą wymagać na przykład testów PCR. Wyjazdy do takich krajów mogą stać się niedostępne dla klasy średniej – wyobraźmy sobie czteroosobową rodzinę, która musi zrobić cztery testy po 400 złotych każdy. Zatem elastyczność jest moim zdaniem kluczowa, sukces odniosą ci touroperatorzy, którzy będą w stanie w „gumowy” sposób zarządzać swoim programem i na przykład w zależności od okoliczności zwiększyć lub zmniejszać, może nie z dania na dzień, ale z tygodnia na tydzień, swoje programy – podkreślił Baszczyński.
Prezes Rainbowa nie martwi się o popyt. – Ten sezon na pewno będzie lepszy niż poprzedni, trudno, żeby nie był. Dramatyczną różnicą między nimi jest podejście konsumenta. W zeszłym roku, przynajmniej w lipcu i sierpniu, można było latać wszędzie i bez ograniczeń, ale klienci nie chcieli tego robić, bo się bali, ryzyko koronawirusowe było jeszcze nieoswojone. Teraz sytuacja jest inna, to znaczy klient jest chętny i zdeterminowany, żeby latać, ale na razie nie może tego robić tak, jak sobie wymarzył. Testy i kwarantanna zabijają popyt. Jeśli jednak te przeszkody zostaną usunięte choćby częściowo, to zakładam, że przynajmniej w drugiej części sezonu popyt będzie bardzo silny – mówił Baszczyński.
Prezes Rainbowa przewiduje, że jego firma wystartuje do nowego sezonu powoli, obsługując w maju około 30-40 procent turystów z 2019 roku. – Później dynamika sprzedaży zacznie rosnąć, również z powodu przyśpieszania procesu szczepienia społeczeństwa. Zakładam, że w lipcu i sierpniu moglibyśmy dojść do 70 procent, a we wrześniu nawet 80 lub 90 procent, bo wtedy wrócą na rynek objazdówki, z których słyniemy, a wrzesień to tradycyjnie mocny sezon dla „objazdówkowiczów”. Ogólnie plan minimum Rainbowa to 50 procent, ale byłbym szczęśliwy, gdyby w całym sezonie udało się osiągnąć 70 procent – kalkulował Baszczyński.
Rainbow przygotował w tym roku ofertę polską. Turystów udających się na wypoczynek do jednego z krajowych hoteli dowiezie z dużych miast autokarem, żeby nie musieli sami organizować sobie dojazdu, a na miejscu zorganizuje animacje wzorem tych znanych z ciepłych krajów. Touroperator liczy, że z polskiej oferty skorzysta co najmniej 15 tysięcy turystów.
– Szukaliśmy jakiegoś klucza dla produktu polskiego, nie chcieliśmy konkurować z Bookingiem, ale dać coś dodatkowego i taką wartością dodaną jest klasyczny pakiet touroperatorski, czyli nie tylko zakwaterowanie, ale też rezydent, animacje, wycieczki fakultatywne. Liczymy również na dodatkowy zysk, na przykład z wycieczek fakultatywnych, bo kiedy zbadaliśmy ten teren, okazało się, że są one potencjalnie dużym źródłem zysku. Dojazd autobusem nie był naszym pomysłem, podsunęli go nam hotelarze z wybrzeża. Wydawało mi się, że do Świnoujścia nikt autobusem z biurem podróży nie pojedzie, okazało się jednak, że to się całkiem nieźle sprzedaje – referował Baszczyński. – Od stycznia do końca marca sprzedaż polskiego produktu stanowiła w Rainbowle 6 procent sprzedaży całości lata, a więc dość dużo. Oczywiście te proporcje będą się zmieniać wraz z otwieraniem tradycyjnych letnich kierunków – Turcji, Grecji, Hiszpanii – dodał.
Prezes zaznaczył przy tym, że w jego biurze podróże, które specjalizuje się w zagranicznej turystyce masowej, Polska jest tylko uzupełnieniem, a nie czymś, co ma budować rentowność czy zastąpić produkt podstawowy.