To się okaże w najbliższych miesiącach, chociaż uważam, że bez podjęcia znacznie bardziej radykalnych działań nie uratuje on branży turystycznej od głębokiej recesji. Tarczę w obecnym kształcie należy traktować jako rozwiązanie wyłącznie doraźne. Nie wynika z niej żaden kompleksowy plan, raczej widać brak pomysłu na realne wsparcie przedsiębiorców turystycznych.
CZYTAJ TEŻ: #LOTdoDomu, czyli próba niezależności
Zaczęło się nawet obiecująco. Ministerstwo Rozwoju, które teraz odpowiada za turystykę, rozpoczęło rozmowy z przedsiębiorcami. Powołano nawet specjalny zespół branżowy i poprzez wideokonferencje przedstawiciele ministerstwa rozmawiali z nim o tym, co należałoby zrobić. Ważne jest to, że pierwszy raz pochylono się nad turystyką oddzielnie, jako nad ważną gałęzią gospodarki. To niewątpliwie sukces, jaki należy przypisać determinacji przedsiębiorców i organizacji z tej branży. Jednak szybko coś zaczęło szwankować w tych konsultacjach. Zaczęły coraz wyraźniej dochodzić głosy, że to co proponuje rząd nie wystarcza do odbudowania się z ruin, jakie niewątpliwie pozostawi w dziedzinie wypoczynku pandemia.
Z zasadniczych postulatów przyjęto jedynie możliwość przedłużenia terminu przewidzianego na zwrot wpłat za niezrealizowane umowy z klientami z 14 do 180 dni. Jest to niewątpliwie ważna dla przetrwania organizatorów turystyki inicjatywa, ale bez dalszego i gruntownego wsparcia sektora, może ona stać się w przyszłości obciążeniem, nie tylko dla klientów, ale także dla touroperatorów, czy powiązanych z nimi hotelarzy. Przecież te środki trzeba będzie po tym okresie zwrócić, a po kolejnych miesiącach bessy będą one w znacznej mierze wykorzystane na bieżące przetrwanie przedsiębiorstw. Dodatkowo klienci, sami dotknięci w mniejszym lub większym stopniu kryzysem, będą głównie zainteresowani odzyskaniem gotówki. Takie rozwiązanie sprzyja konfliktom i niweczy wypracowane przez lata zaufanie. Może również pojawić się wśród klientów mimowolny strach przed bankructwami organizatorów turystyki.
Inne rozwiązania tarczy antykryzysowej szerokim łukiem omijają trzon branży turystycznej, zapewniając ulgi z danin państwowych głównie mikroprzedsiębiorcom. Oczywiście jest ich wielu w branży, ale ich funkcjonowanie oparte jest w znacznej mierze na współpracy z dużymi graczami, jak touroperatorzy, sieci hoteli czy czarterowe linie lotnicze. A trudności tych dużych przedsiębiorstw pociągną za sobą całą rzeszę mniejszych firm. Tak więc właściwie ministerstwo zgodziło się jedynie na rozwiązanie, które nie obciążało w żaden sposób budżetu państwa, przerzucając cały ciężar na klientów biur podróży. Na koniec wiceminister podziękował za współpracę i zakończył swój bezpośredni udział w konsultacjach z przedstawicielami branży turystycznej. W ten sposób wycofał się chyba z niekomfortowej dla siebie sytuacji, w której nie ma wystarczającej siły przebicia, aby przeforsować konkretne rozwiązania dla ratowania turystyki.