Kanclerz Angela Merkel, ogłaszając przedłużenie lockdownu, mówiła, że rząd ma na uwadze troskę o kraj i jego mieszkańców, ale też o gospodarkę i miejsca pracy. Jeśli liczba zachorowań drastycznie wzrośnie, ucierpią na tym wszyscy – pisze niemiecki portal branży turystycznej FVW, powołując się na agencję prasową dpa.
Ponieważ pojawiły się kolejne, bardziej zaraźliwe mutacje koronawirusa, rząd Niemiec i landy zaostrzyły zasady dotyczące maseczek. Zwykłe już nie wystarczą, teraz konieczne jest noszenie tych medycznych (FFP2, KN95 lub chirurgiczne). Na razie zamknięte pozostają lokale gastronomiczne, obiekty rekreacyjne, teatry, kina i sklepy. Wyjątkiem są sklepy spożywcze i drogerie.
CZYTAJ TEŻ: Więcej lockdownów w Europie. Nowe na liście: Katalonia, Anglia, Szkocja
W spotkaniach prywatnych poza członkami gospodarstwa domowego uczestniczyć może jeszcze tylko jedna osoba. Szkoły będą albo zamknięte, albo obecność obowiązkowa zostanie zawieszona. Rodzice są proszeni, by nie posyłać dzieci na lekcje i do przedszkoli. Pracodawcy muszą, gdzie to możliwe, umożliwić pracę z domu, a władze proszą, by ludzie korzystali z tej opcji. Minister pracy przedstawił już nawet projekt rozporządzenia w tej sprawie.
Angela Merkel wraz z szefem rządu Berlina Michaelem Müllerem i premierem Bawarii Markusem Söderem podkreślają jednak, że zaczyna pojawiać się światełko w tunelu. We wtorek Instytut Roberta Kocha zanotował 11 369 nowych zakażeń, dokładnie tydzień wcześniej było ich 12 802. Wskaźnik ten nadal jest jednak zbyt wysoki, by zacząć luzować obostrzenia. Obawy budzą nowe mutacje wirusa, które pojawiły się także w Niemczech.