Sprawdzają się uproszczone projekcje przebiegu rozwoju epidemii koronawirusa z liczbą dziennych zachorowań i zgonów, tworzone dla poszczególnych krajów europejskich na podstawie chińskich doświadczeń, ale z uwzględnieniem europejskiej specyfiki zachowań rządów i społeczeństw – ocenia prezes Instytutu Badań Rynku Turystycznego Traveldata Andrzej Betlej. Swój cotygodniowy komentarz do wydarzeń ważnych dla turystyki wyjazdowej poświęca on kolejny raz opisowi rozwoju epidemii.
CZYTAJ TEŻ: Betlej: Sezon letni z poślizgiem lub wcale
Jak pisze, w zależności od tego, o ile dni jest w nich przesunięty względem wzoru chińskiego, szczyt zachorowalności, można wśród państw zachodnioeuropejskich wyróżnić dwie grupy. „W jednej przesunięcia są niewielkie, należą do niej (z tych gdzie apogea już przeminęły) Włochy i Hiszpania (po 5 dni), Holandia i Portugalia (po 4 dni), Belgia (2 dni). Druga grupa to kraje, w których te przesunięcia wynoszą średnio o tydzień dłużej, czyli Szwecja, Dania i Wielka Brytania. We wszystkich dość przypadkowo były one takie same i wyniosły one po 11 dni.
Kraje te mają jedną cechę wspólną, a mianowicie liberalne podejście do kwestii izolacji w kontaktowaniu się obywateli, bazujące na teorii wytwarzania tzw. odporności stadnej. Wielka Brytania wycofała się po pewnym czasie z tej koncepcji, pozostawiając jednak otwarte granice i ograniczając ruch lotniczy jedynie częściowo. Dania wprowadziła regulacje izolacyjne w umiarkowanej wersji, a Szwecja preferuje model najbardziej liberalny jedynie z niewielkimi ograniczeniami”.
Polska między wariantami „chińskim” i „szwedzkim”
Niejasne jest jednak, kiedy apogeum wirusa nastąpi w Polsce – pisze Betlej. Mimo że ograniczenia są tu dość restrykcyjne, a znaczna ich część została wprowadzona stosunkowo wcześnie, 5 kwietnia liczba zachorowań wyznaczyła nowe maksimum, a zatem stało się to już 7 dni po terminie wynikającym ze schematu chińskiego.