Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.
Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?
Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Bartosz Bieszyński, specjalista od event marketingu, koordynator Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń.
– Ten rok miał być zupełnie inny. Do końca 2019 roku pracowałem jako prezes jednej z grup agencji reklamowych, mam duże doświadczenie w event marketingu. W tym roku chciałem nieco zwolnić tempo życia zawodowego i zastanowić się, w którym kierunku dalej rozwijać swoją karierę. Planowałem zacząć pracę na własny rachunek jako konsultant, szkoleniowiec i ekspert w branży MICE. Pandemia pokrzyżowała te plany – mówi.
CZYTAJ TEŻ: Tarcza nie wystarcza. Pięć postulatów branży turystycznej do Jadwigi Emilewicz