Trzy z pięciu maszyn Air India bez pasażerów poleciały 2 lutego z Delhi na lotnisko w Bombaju, gdzie indyjski przewoźnik ma bazę techniczną. Hindusi przy tym o lotach maszyn poinformowali Boeinga. Ich głównym motywem było uniknięcie wysokich opłat za parkowanie na lotnisku w Delhi.
Jak powiedział Arun Mishra, dyrektor generalny indyjskich władz lotniczych, decyzja wydana została jednorazowo, tak aby niezbędne naprawy, jakie zostaną wskazane przez Boeinga mogły zostać wykonane w Bombaju. Wydanie takiej decyzji jest zgodne z prawem,bo FAA decyduje jedynie o tym, co lata w przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych, tak samo jak EASA decyduje o przestrzeni europejskiej.
LOT nie jest jedyną linią, która ma maszynę uziemioną poza krajem (stoi na lotnisku O'Hare w Chicago). Dreamliner United stoi w Tokio, a należący do Qatar Airways - w Londynie. Przy tym, według nieoficjalnych informacji, FAA jest gotowa zezwolić na loty tych maszyn bez pasażerów na pokładzie, ale dopiero, gdy zostanie wykryta przyczyna awarii. Nieoficjalnie przedstawiciele linii mówią o 17 lutego - jako dacie podania przyczyny usterek, a o końcu miesiąca, jako terminie, kiedy samolot mógłby polecieć.
Dla Air India, tak samo jak dla LOT-u, uziemienie to poważny problem finansowy. Hindusi zdecydowali się na odsprzedanie sześciu B787 firmie leasingowej i wynajęciu ich od niej na 12 lat. Przetarg na tę transakcję ogłosili w ostatni piątek. Air India zamówiła w sumie 27 B787 i wszystkie zostaną przeprowadzone przez taką transakcję. Jest ona korzystna dla przewoźnika ze względów podatkowych.
Tymczasem Boeing poinformował dostawców, aby produkowali komponenty do B787 tak, jakby uziemienia nie było. Zanim FAA podjęła decyzję o wyłączeniu dreamlinerów Boeing produkował je w tempie 7 maszyn miesięcznie. Nie zmienione plany mówią o dostarczeniu klientom 60 maszyn w tym roku. W tym trzech kolejnych LOT-owi.