Duże linie lotnicze zlikwidowały wiele połączeń z Wenezuelą. Prowadzą bowiem z socjalistycznym rządem w Caracas spór o 3,6 mld dolarów zarobionych na sprzedaży biletów.
Malejąca podaż miejsc w samolotach wywołała gwałtowny wzrost cen biletów, zmusiła też turystów do podróżowania w inny sposób. - Nigdy nie leciałam awionetką, ale zostałam do tego zmuszona, bo nie mogłam kupić normalnego biletu na samolot — mówi Wenezuelka Orinda Pamfil (23 lata) na małym lotnisku Charallave na jednym ze wzgórz pod Caracas. Pamfil nie mogła kupić biletu do Stanów Zjednoczonych, ale miała szczęście, bo w awionetce do Houston należącej do przyjaciela jej kolegi znalazło się wolne miejsce.
Wynajęcie prywatnego samolotu na 7 miejsc, np. learjeta 55, kosztuje do 2500 dolarów za godzinę — mówi pilot Carlos da Silva. Dotąd woził bardzo bogatych klientów, ale teraz dostaje coraz częściej zapytania od grup Wenezuelczyków z klasy średniej, którzy chcą podzielić się kosztami lotu.
- Pojawił się popyt, bo ludzie są zdesperowani — ocenia inny pilot, Nicolas Veloz, który szacuje jego wzrost na 20 procent w ostatnich miesiącach. — Ludzie mają różne sprawy za granicą związane z biznesem, nauką, zdrowiem. Niektórzy muszą po prostu pilnie polecieć.
Ludzi, których nie stać na wynajęcie prywatnej awionetki czy zdobycie miejsca w samolocie zwykłych linii lotniczych, wybierają bardziej mozolne podróże lądem lub morzem. Yane Gonzalez (39 lat) pojawiła się pewnego ranka na maleńkim dworcu autobusowym Rutes de America w Caracas, aby udać się w 4-dniową podróż przez Andy i Kolumbię do stolicy Peru, Limy, odległej o kilka tysięcy kilometrów. — Oczywiście wolałabym polecieć — stwierdziła kobieta — ale w linii lotniczej nie było miejsc.