Jak informuje portal Greek Travel Pages, w ciągu minionych pięciu lat liczba turystów w Grecji podwoiła się. Nie wszystkie regiony były jednak technicznie przygotowane na tak wielką popularność wśród turystów. Na przykład na Naksos władze musiały uporać się z tonami nadliczbowych śmieci, z zaskakująco zakorkowanymi ulicami, licznymi samochodami zaparkowanymi w niewłaściwych miejscach i nienaturalnie zatłoczonymi plażami. Na nadmiar śmieci narzekały także władze Eginy. Na Milos i Koufonissi najbardziej doskwierał natomiast brak wody.

Także porty, między innymi w Pireusie (Ateny) i w Rafinie, nie nadążały z przyjmowaniem wpływających i wypływających statków i jachtów oraz usuwaniem pozostawianych przez nie śmieci. Podobnie było w marinach na niektórych małych wyspach.

Profesor planowania przestrzennego na Uniwersytecie Tesalii Harris Kokkosis, twierdzi, że są to problemy i zarządcze, i społeczne. – Pojawiają się nierówności. Mieszkańcy są podzieleni na tych związanych z rozwojem turystyki i tych przez nią poszkodowanych, na przykład rolników – mówi Kokkosis w rozmowie z dziennikiem „Kathimerini”. Jak opisuje, rozwój turystyki wiąże się również z rosnącymi kosztami życia dla samych Greków. Może to jego zdaniem doprowadzić do powtórki scenariusza z Wenecji, z której mieszkańcy masowo uciekają ze względu na złe warunki życia. Popularność portalu Aribnb tylko pogorszyła jego zdaniem sytuację.

Tak Kokkosis jak i inni eksperci proponują, by skupić się na promowaniu nowych kierunków, dzięki czemu ruch turystyczny mógłby być lepiej rozdzielony. Pomogłoby to poprawić jakość usług, rozwiązać problemy infrastrukturalne i ożywić mniej znane regiony.