Burmistrz wyspy Nikos Zorzos twierdzi, że zasoby wody i możliwości sieci elektrycznej na wyspie są już na granicy, a ilość śmieci w ciągu ostatnich pięciu lat podwoiła się. – Jeśli nie będziemy kontrolować napływu turystów, to te tłumy nas zrujnują – powiedział burmistrz.

Statki wycieczkowe przybywające do wybrzeży Santorini po wyczerpaniu dziennego limitu nie dostaną pozwolenia na cumowanie w porcie i mają być odsyłane.

Jednak nie wszyscy zgadzają się z pomysłem wprowadzenia ograniczeń. – Turysta przybywający promem wydaje około 150 euro dziennie (około 650 złotych), a niemal 70 procent mieszkańców wyspy pracuje w sektorze turystyki – powiedział cytowany przez Onet Nikos Nomikos, prezes stowarzyszenia handlu detalicznego na wyspie. – Nie chcemy tu żadnych ograniczeń. Chcemy, żeby jeszcze więcej ludzi przyjeżdżało – podsumował.

Turystyka, która przynosi około jednej piątej rocznego produktu krajowego brutto Grecji, przyczyniła się do rozwoju Santorini. W 1956 roku wyspa została zniszczona przez trzęsienie ziemi, co doprowadziło do masowego emigrowania jej mieszkańców. W ciągu ostatnich 15 lat populacja zwiększyła się tutaj ponad dwukrotnie i wynosi obecnie około 25 tysięcy. Santorini uważane jest za jedno z najlepszych miejsc na ślub i miesiąc miodowy. Wille i luksusowe apartamenty w słynnej wiosce Oia potrafią kosztować nawet ponad 8 tys. dolarów za noc (około 30 tys. złotych).