Podczas spotkania z inwestorami w ostatni wtorek Chris Nasetta przyznał, że niekorzystny wpływ epidemii koronawirusa potrwa przynajmniej przez najbliższe 12 miesięcy. Prezes przyznał, że te prognozy oparte są na doświadczeniach z epidemii SARS w 2003 roku.
– W czasie kryzysu w branży hotelowej eskalacja problemu trwa od 3 do 6 miesięcy, a potem przez kolejne 3-6 miesięcy sytuacja wraca do normy. W tym wypadku musimy się liczyć z kryzysem trwającym rok – mówił prezes Hiltona. Nie ukrywał, że jego sieć kryzys koronawirusa będzie kosztował 25-50 milionów dolarów z zysku operacyjnego, a tempo wzrostu zysku straci punkt procentowy.
CZYTAJ TEŻ: Niemieccy touroperatorzy odwołują wycieczki do Chin
Hilton jest pierwszą wielką siecią hoteli, która przyznała się do czasowego zamknięcia biznesu w Chinach. Ale prezes Best Western, David Kong zdradził, że jego firma także przygotowuje się do takiego posunięcia. Natomiast w Sheratonie w Szanghaju jeszcze wczoraj można było wynająć pokój jednoosobowy za niespełna 80 dolarów za noc, co jest kwotą niesłychanie niską, jak na hotel tej klasy w Chinach. W pekińskim Sofitelu można było przenocować i zjeść śniadanie za 105 dolarów za noc. Też znacznie taniej, niż zazwyczaj.
Na brak popytu na miejsca hotelowe narzekają jednak nie tylko sieci operujące w Chinach, ale także w Indonezji, Malezji, Singapurze i wszędzie tam, gdzie mieszkają Chińczycy. W singapurskim hotelu Swiss można było wynająć pokój za niespełna 120 dolarów za noc, czyli o jedną trzecią mniej, niż zazwyczaj w sezonie. To wszystko efekt koronawirusa – braku chińskich turystów, ale i przyjezdnych z innych krajów, którzy zaczęli się bać podróży do Azji.