Jak podała dzisiaj oficjalnie już Bruksela, Unia będzie przyjmować podróżnych z Algierii, Australii, Gruzji, Japonii, Kanady, Maroko, Czarnogóry, Nowej Zelandii, Ruandy, Serbii, Korei Południowej, Tajlandii, Tunezji i Urugwaju. Na liście nie ma jednak Stanów Zjednoczonych, Indii, Brazylii, Rosji i RPA, a Chiny zostaną uwzględnione w momencie, kiedy same zniosą ograniczenia w podróżowaniu dla Europejczyków.

CZYTAJ TEŻ: Unia Europejska może czasowo nie wpuszczać amerykańskich turystów

Kryterium, na podstawie którego unijni dyplomaci podejmują decyzje, jest liczba nowych zachorowań w ostatnich dwóch tygodniach. Znaczenie ma również trend w liczbie zakażeń (powinien być spadkowy), a także rezultaty dotychczasowej walki poszczególnych krajów z pandemią. Chodzi o to, żeby liczba nowych przypadków zakażeń nie była wyższa niż16 na 100 tysięcy mieszkańców – taka jest bowiem średnia dla państw Unii Europejskiej.

Od środy chętne państwa członkowskie mogą wpuszczać podróżnych z krajów z listy. Mogą, ale nie muszą, i zapewne znaczna część tego nie zrobi. A przynajmniej nie wobec wszystkich. Polska na razie nie deklaruje, co zamierza zrobić.

– Uniknęliśmy chaosu, który by nastąpił, gdyby każde państwo otwierało się, kiedy chce i na kogo chce. Teraz jest przynajmniej lista, poza którą nie można wyjść – mówi nam nieoficjalnie dyplomata jednego z państw UE. Nie było to łatwe.

Niektóre państwa UE chciały szybszego otwarcia na poszczególne kraje, ze względu na swoje historyczne powiązania (np. Francja z Tunezją i Algierią). Część natomiast obawia się ciągle powrotu epidemii.

– Nikt nie chciał zagłosować wprost przeciwko otwieraniu granic, bo to byłoby źle odebrane. Ale wiele państw nie chciało wprost tego poprzeć, bo boją się rozliczeń w razie powrotu epidemii tą drogą – mówi nam inny z dyplomatów. W rezultacie przez kilka dni trudno było zebrać kwalifikowaną większość.

Ostatecznie się to udało i w poniedziałek wieczorem miała zakończyć się pisemna procedura głosowania. Z zapowiedzi wynikało, że nikt nie będzie przeciw, ale grupa państw – w tym Polska – wstrzyma się od głosu. Niektórzy, jak Dania i Austria, od razu zadeklarowali, że na razie granic nie otwierają.

Mimo że decyzja ma podstawy epidemiologiczne, to jej wydźwięk jest polityczny. UE nie otwiera się na USA, ale otwiera się na Chiny. Żeby łagodzić trochę wydźwięk takiej rekomendacji, od Chin zażądano wzajemności. Ale np. nie zażądano wzajemności od Tunezji i Algierii, choć postulowała to Hiszpania. Bo sprzeciwiła się Francja.

Lista krajów będzie aktualizowana w regularnych odstępach czasu, na przykład co dwa tygodnie. Znaczenie będzie mieć też, czy obywatele Unii mogą podróżować swobodnie do państw, które miałyby znaleźć się w kolejnej wersji dokumentu.