TO BYŁ ROK… Szlachta: Walczyłem o turystykę do końca

Moja twarz stała się rozpoznawalna na korytarzach rządowych, jako tego, który nie odpuszcza. Jak mnie widzieli, to pewnie myśleli, „o, znowu trzeba coś dać turystyce” – opowiada prezes Polskiej Organizacji Turystycznej Rafał Szlachta.

Publikacja: 28.12.2020 02:43

TO BYŁ ROK… Szlachta: Walczyłem o turystykę do końca

Foto: Rafał Szlachta najpierw w tym roku został dyrektorem departamentu turystyki, a później prezesem Polskiej Organizacji Turystycznej. Fot. Filip Frydrykiewicz

Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.

Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?

Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Rafał Szlachta, od końca października prezes Polskiej Organizacji Turystycznej, wcześniej (styczeń-październik 2020 r.) dyrektor departamentu turystyki w Ministerstwie Rozwoju. Pochodzi z Krakowa, jest byłym mistrzem Polski i wicemistrzem świata sztuki walk muai thai (boks tajski). Wiceprezes Światowej Federacji Muaythai, prezes Polskiego Związku Muaythai. Przedsiębiorca – prowadził klub sportowy i restaurację tajską.

-Miniony rok był jak burza. A wiadomo, burza przynosi straty, ale po burzy wychodzi słońce. Trzymając się tej przenośni – kiedy pracowałem w ministerstwie w trakcie burzy udało nam się trochę rzeczy ochronić, uratować. Dlatego nie uważam tego roku za stracony, wręcz przeciwnie – był pełen wyzwań, ale i dających poczucie satysfakcji osiągnięć.

Proces legislacyjny nauczył mnie pokory

W trakcie burzy walczyłem czasem, jak zawodnik na ringu, do kresu sił. Staraliśmy się z wiceministrem Andrzejem Gutem-Mostowym i ówczesnym wicedyrektorem departamentu turystyki Dominikiem Borkiem (po odejściu Szlachty został dyrektorem – red.) przekonywać „górę” do pomysłów ratujących branżę turystyczną.

Cieszę się, że trafiłem na zespół wyjątkowych ludzi – wiedza i doświadczenie Andrzeja Guta-Mostowego, jakie wyniósł z dotychczasowej działalności politycznej i biznesowej, wiedza prawnicza Dominika Borka i moje umiejętności menedżerskie znakomicie się uzupełniały. Udawało nam się różne rozwiązania wymyślać i znajdować dla nich zrozumienie w najwyższych kręgach decyzyjnych. Sprawnie poruszaliśmy się po korytarzach rządowych i parlamentarnych.

To była trudna praca, a dla mnie dodatkowo całkiem nowa. Chociaż myślę, że szybko udało mi się w tym odnaleźć. Mimo smutnego czasu był to więc wręcz dla mnie piękny rok. Mogłem podnieść swoje umiejętności zarządzania zespołem i poznania od podszewki administracji rządowej. Mimo że kończyłem studia z administracji rządowej, nie miałem w tym praktyki.

Najbardziej zaskoczyła mniej procedura legislacyjna. Zarządzenia, rozporządzenia, ustawy… Każdy zapis jest prześwietlany tysiąc razy, z zasady ma czerwone światło i dopiero trzeba umieć do niego przekonać odpowiednie osoby, trzeba przy tym wiedzieć, kto ma najwięcej do powiedzenia w danej sprawie, kto może coś dopisać, czy poprawić, w kim szukać sojusznika, jakimi argumentami poprzeć nasze racje. To podstawa skuteczności.

Przy tym wszystko działo się w bardzo krótkim czasie, wszystko było ważne, na wczoraj, ktoś na coś czekał. Czas naglił, a nie polegało to na prostym napisaniu maila.

Ta praca nauczyła mnie pokory, bo biorąc udział w projektowaniu aktów prawa, zrozumiałem, że każdy zapis musi być precyzyjnie wpisany w cały system, musi być zgodny z dziesiątkami i setkami innych praw i ustaw, polskich i europejskich. Innym razem tworzyliśmy coś zupełnie nowego, jak przy bonie turystycznym, co wymagało przekrojowej wiedzy. Dopiero będąc w środku zobaczyłem, jaki to skomplikowany proces pisanie ustawy. Całe zespoły prawników nad tym pracowały.

Oczywiście ze względu na nadzwyczajne okoliczności i tempo przygotowywania nowych przepisów na pewno nie ustrzegliśmy się błędów. Ale jak na liczbę spraw, które w kilka miesięcy przerobiliśmy, to i tak niewiele ich było.

Najcenniejsze – nowe znajomości

Sukcesów było wiele, mniejszych i większych, ale każdy był dla mnie równie ważny. Każdy zapis w ustawach covidowych czy każde rozporządzenie, w którym udawało się coś dla turystyki umieścić. Kropla po kropli, od takich wydawałoby się drobnych, ale finansowo doniosłych zapisów jak wiosenne zamknięcie sprzedaży w salonach z wycieczkami w galeriach handlowych, kiedy tej sprzedaży nie było, a czynsze w tych miejscach, jak wiadomo są wysokie, poprzez zawieszenie opłat audiowizualnych dla hotelarzy, czy wyłączenie spod zakazu lotów operacji czarterowych, po duże rzeczy, jak ustawa o Polskim Bonie Turystycznym i tarcza branżowa z Turystycznym Funduszem Zwrotów i Turystycznym Funduszem Pomocowym.

Między innymi dlatego ten rok odbieram jako rok rozwoju – zawodowego i osobistego. Satysfakcję przynosił każdy, nawet drobny, element, który się udało załatwić po myśli branży.

Wszystkie wymagały zabiegów na różnych szczeblach i w różnych instytucjach i ministerstwach, żeby znalazły finał mimo generalnej rezerwy wobec wydawania publicznych pieniędzy. Nigdy nie kończyło się tak – chociaż wielu osobom się tak wydaje, przyznaję, że i sam miałem błędne na ten temat przekonanie, zanim zacząłem pracę w ministerstwie – że wystarczyło wpisać jakieś rozwiązanie do projektu i wszyscy to przyjmowali. Musieliśmy z naszymi argumentami za takimi rozwiązaniami docierać do różnych osób. Nie rozróżnialiśmy, czy to piątek, czy niedziela, czy dzień, czy noc. Cały czas pracowaliśmy nad projektami, modyfikowaliśmy, tak żeby się z nimi przebić.

Ale największy sukces to chyba to, że w trakcie spotkań i prac nad rozwiązaniami dla branży turystycznej poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi z tej branży. Wydaje mi się, że i jako dyrektor departamentu, i teraz, jako prezes POT mam z nimi dobre relacje. Mamy częsty kontakt, szukamy rozwiązań, dobrze się rozumiemy i dobrze nam się współpracuje. Myślę nawet, że z niektórymi tak dobrze się poznałem, że nasza znajomość po dziesiątkach i setkach kontaktów wyszła poza zwykłą zawodową znajomość i będą to znajomości na dłużej. Zresztą z natury jestem otwarty, więc widzą we mnie nie urzędnika, przeciwnika, ale partnera. A że jestem ambitny, to jak już coś obiecam – dlatego często nie obiecuję za dużo (śmiech) – to już staram się dotrzymać słowa. To się pewnie wzięło z rywalizacji sportowej. Jeśli celem jest złoto, to idę po nie, nie zakładam słabszego wyniku.

Porażki mobilizują

W muai thai jest tak, że zawodnik, który leży na macie i jest liczony, ale jest aktywny, dalej walczy i może jeszcze wygrać. Nie przekreśla go to w dążeniu do celu. Podobnie mamy w życiu. Sukcesy nas niosą, a porażki powodują zniechęcenie. Nie ukrywam, że miałem i takie momenty, ale porażki mnie mobilizują. Może dlatego moja twarz stała się rozpoznawalna na korytarzach rządowych, jako tego, który nie odpuszcza. Jak mnie widzieli, to pewnie myśleli, „o, znowu trzeba coś dać turystyce”.

A porażka? Nie chcę wyjść na zadufanego w sobie gościa, ale porażkę traktuję jako coś, czemu zawiniłem, mogłem zrobić, ale zaniedbałem, a czegoś takiego w tym roku nie było.

Boleję nad tym, że w pierwszej wersji tarczy 5.0 nie znaleźli się organizatorzy turystyczni. Ale muszę powiedzieć, że myśmy jako ministerstwo zabiegali o to, więc porażka przyszła z zewnątrz niejako. Rząd tłumaczył wtedy, że organizatorzy w zamian dostaną Turystyczny Fundusz Zwrotów, szacowany na 300 milionów złotych. Tłumaczyliśmy, że owszem ich klienci dostaną pieniądze, ale żeby organizatorzy przetrwali trzeba pomóc im z ZUS-em i pomostowym. Niemniej udało się to naprawić i w kolejnej tarczy, 6.0, rząd umieścił już to PKD.

POT potrzebuje dużej reformy

W październiku, właściwie w ostatniej chwili, na kilka dni przed zamknięciem naboru, zdecydowałem się wystartować w konkursie na prezesa Polskiej Organizacji Turystycznej. Wiedziałem, że POT czekają nowe wyzwania. Dlatego POT potrzebuje dużej reformy, zarówno jeśli chodzi o strukturę, jak i o sposób, zamysł działania. I, co ciekawe, zadania POT są bardzo podobne do tego, co wcześniej robiłem w sporcie, kiedy zajmowałem się rozwijaniem struktur i promocją sportu w Polsce i za granicą.

CZYTAJ TEŻ: Rafał Szlachta prezesem Polskiej Organizacji Turystycznej

Kiedy jeździłem po świecie jako działacz sportowy spotykałem mnóstwo ministrów turystyki i przedstawicieli narodowych organizacji turystycznych. Znam ich i mam z nimi dobre kontakty. Zdecydowało też to, że POT ma być odpowiedzialny za promowanie Igrzysk Europejskich w 2023 roku.

Praca w administracji wymagająca obecności w Warszawie pochłonęła mnie. Ucierpiały na tym kontakty z rodziną, która została w Krakowie. Najbardziej doskwiera mi brak kontaktu z córkami, jedenastolatką i czternastolatką. Bardzo dzielnie to znoszą, dostosowują się do rozkładu zajęć taty i dzwonią do mnie, kiedy mam czas, najczęściej już w nocy. Rozmawiamy przez telefon lub przez Skype’a, ale to oczywiście nie to, co bezpośrednie spotkanie.

Kibicują mi w pracy, czuję z ich strony duże zrozumienie. Dużo im opowiadam, one wypytują. Mają już nawet pierwsze komentarze do sytuacji politycznej, ale nie będę ich ujawniał (śmiech).

Teraz, kiedy jestem w POT, łatwiej mi zaplanować swój czas, wcześniej czas był gorętszy i zależałem od wielu zewnętrznych sytuacji i instytucji.

WARTO: Szlachta: Do tej pory POT spacerował, teraz będzie biegł sprintem

Bon turystyczny uruchomi turystykę szkolną

Jeśli chodzi o nowy rok, 2021 to przyznam, ze trochę się go boję. Wcześniej myślałem, że jesienią, zapomnimy o koronawirusie. Teraz widzę, że epidemia jeszcze potrwa. Chociaż nadzieję na jej pokonanie daje szczepionka, ale na samo jej zaaplikowanie wszystkim Polakom potrzeba półtora roku do dwóch lat.

Ale oczywiście mam nadzieję, że wiosną zaczniemy już podróżować śmielej, na początek po kraju. Turystyka zacznie się odradzać i jestem przekonany, że wakacje w Polsce – nad morzem, w górach i nad jeziorami – znowu będą hitem.

Liczę też, że rozszerzenie możliwości korzystania z bonu turystycznego na wycieczki jednodniowe spowoduje, że odżyje turystyka szkolna. Będę namawiał Ministerstwo Edukacji, żeby dało zielone światło, bo bez tego widzę dużą niechęć dyrektorów szkół do ich organizowania. Będę wręcz zabiegał o wielką rządową kampanię, promującą wyjazdy dzieci. One muszą wyjść z tych murów, w których są teraz zamknięte, muszą odzyskać siły, co przysłuży się ich odporności.

WIĘCEJ: Prezes POT: Rozszerzamy bon turystyczny także na wycieczki jednodniowe

Z drugiej strony do branży muszą trafić pieniądze z bonu turystycznego. To jest ciągle suma ponad trzech i pół miliarda złotych. Mam nadzieję, że przedsiębiorcy przygotują się do ich wykorzystania – przedstawią dzieciom atrakcyjną ofertę.

Nowy rok będzie też stał pod znakiem unowocześniania POT. Tego wymagają nowe czasy i nowe zadania. Mam pomysł, skąd wziąć dodatkowe pieniądze na działania.

Planujemy również wsparcie branży turystycznej poprzez dopłacanie przedsiębiorcom do udziału w targach turystycznych. Są pierwsze sygnały, że w 2021 roku te imprezy ruszą ponownie, nie tylko w sieci, ale i w tradycyjnej formie. Widzimy w targach dużą moc promocyjną.

Naszym celem będzie pozyskiwanie za granicą międzynarodowych wydarzeń i kongresów, a także nowych touroperatorów, którzy będą sprzedawali Polskę. Mamy nadzieję, że Polska będzie dla nich ciekawym rynkiem w nowej sytuacji.

W samym kraju szykujemy bardzo szeroką promocję turystyki z nastawieniem na podróże i zwiedzanie po sezonie. Akcję „Polska za pół ceny” chcemy zamienić na akcję, podczas której atrakcje turystyczne, obiekty noclegowe, gastronomia, biura podróży łączyłyby siły i oferowały po prostu jakąś usługę w pakiecie za darmo. Trudno bowiem żądać od przedsiębiorców w obecnej sytuacji obniżenia cen o połowę.

*CZYTAJ INNE WYPOWIEDZI Z TEGO CYKLU:

TO BYŁ ROK… Bieszyński: Dostałem wycisk, ale niczego nie żałuję

TO BYŁ ROK… Dybaś: Marzę, by znowu usiąść w kawiarni wśród ludzi

TO BYŁ ROK… Gut-Mostowy: Bon pomaga polskiej turystyce

TO BYŁ ROK… Baszczyński: Czułem się jak w rollercoasterze

TO BYŁ ROK… Chełkowska: Rządzący nie rozumieją znaczenia turystyki

TO BYŁ ROK… Adamowicz: Przekujmy tę trudną lekcję w sukces

TO BYŁ ROK… Henicz: Sukces roku? Że jeszcze rozmawiamy

TO BYŁ ROK… Tutak: Kryzys zintegrował branżę turystyczną

Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.

Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?

Pozostało 95% artykułu
Nowe Trendy
Brytyjska branża turystyczna: Brakuje pracowników i zrównoważonej gospodarki
Nowe Trendy
Co piąty turysta przyjechał do Polski z zagranicy. Najwięcej z Niemiec
Nowe Trendy
Minister od turystyki, Piotr Borys, nie zostanie prezydentem
Nowe Trendy
Bruksela sprawdza, czy Google nie łamie prawa, pokazując oferty lotów
Nowe Trendy
Jaki wpływ na gospodarkę ma branża spotkań i wydarzeń? „Wyniki są imponujące”