Z dnia na dzień Włochy stały się krajem z największą liczbą zarażonych koronawirusem w Europie. Zachorowania zanotowano w dwóch prowincjach północnych, zwykle chętnie odwiedzanych przez turystów – Lombardii i Wenecji. Premier Giuseppe Conte próbował tłumaczyć ilość wykrytych zachorowań tym, że na półwyspie „przebadano większą ilość ludzi niż w innych krajach europejskich”.
– Na ulicach wcześniej mówiono, że to wszystko wina Azjatów, że za dużo jest u nas przyjezdnych – mówi „Rzeczpospolitej” mieszkająca w Wenecji Ewa Górniak Morgan, autorka książki „Venice my love”. – Nagle wszyscy się zorientowali, że teraz w Europie traktują Włochów tak, jak u nas wcześniej Chińczyków. We Frankfurcie na przykład Deutsche Bank kazał włoskim pracownikom zostać w domach.
CZYTAJ TEŻ: Koronawirus uderza w Europę
– Wenecja opustoszała, w hotelach odwołano ponad 40 procent rezerwacji. Podobnie w mieszkaniach wynajmowanych w systemie Airbnb. Zamknięto tzw. rynki farmerskie, ale w hipermarketach jest tłumnie. Ludzie boją się, że jeśli zostanie ogłoszona kwarantanna, nie będzie dostaw do miasta. Pustych półek jednak nigdzie nie widać – relacjonuje Polka. – Zresztą nasze miasto bardzo łatwo odciąć od świata, wystarczy zamknąć mosty: kolejowy i drogowy – dodaje.
Kwarantanną objęto już 12 miejscowości, w których mieszka ponad 60 tysięcy ludzi. Jedenaście z nich znajduje się w Lombardii, ale ostatnia, Vo, leży na Wzgórzach Euganejskich, około 60 kilometrów na południowy zachód od Wenecji. Właśnie w objętych kwarantanną (np. Cadogno na północ od Piacenzy) miejscowościach ze sklepów zniknęły niektóre towary, w aptekach prawie od razu zabrakło maseczek higienicznych. Mieszkający na zewnątrz kordonu policyjnego przynoszą krewnym w miasteczku potrzebne artykuły.