W lutym przyszłego roku w morze wypłynie największy statek świata „Icon of the Seas”. Na pokład zabierze 7,6 tysiąca pasażerów. Kolejny gigant, choć nieco mniejszy, „Utopia of the Seas”, zabierze kilka miesięcy później 5,5 tysiąca gości.
Czytaj więcej
Statek Icon of the Seas należący do Royal Caribbean International przeszedł próby na otwartych wodach Bałtyku. Od przyszłego roku największy wycieczkowiec świata będzie pływał po Karaibach.
To nie koniec – gigantomania w sektorze rejsów wycieczkowych nie ograniczy się do dwóch jednostek. Jeszcze pod koniec tego roku służbę rozpocznie „Carnival Jubilee”, który nie tylko pomieści 5,2 tysiąca pasażerów, ale też rollercoastera, którego wagoniki będą pędzić wokół komina statku. Z kolei armator MSC wyśle w 2025 roku w morze „MSC World America” wraz z 6,8 tysiącem gości - wylicza „Die Welt” w elektronicznym wydaniu.
Większy może więcej
Dlaczego armatorzy inwestują w tak ogromne jednostki? Po pierwsze z powodów finansowych – koszty w przeliczeniu na pasażera są niższe. Po drugie, wiele nowych statków jest zasilanych gazem, a nie tradycyjnym paliwem – żeby gazu płynnego starczyło na rejs, potrzeba dużo miejsca, na dużych statkach łatwiej je znaleźć. Po trzecie – rozwój technologiczny pozwala zmieścić na pływających gigantach jeszcze więcej niezwykłych atrakcji – baseny typu infinity, tory wyścigowe czy rollercoastery.
Jednak nie wszyscy armatorzy budują tak olbrzymie jednostki – TUI Cruises, NCL, Virgin, Celebrity, Princess, Disney i Cunard stawiają na nieco mniejsze, które pomieszczą od 2,5 do 4,3 tysiąca gości. Ich przewagą ma być to, że z jednej strony znajdą się na nich atrakcje, jakich nie powstydziliby się giganci, z drugiej będą na tyle „niewielkie”, by mogły wpływać także do mniejszych portów.