Zanim wyjdę z lotniska w Astanie, muszę wypełnić deklarację migracyjną, umieszczając dane osobowe, zapraszającą mnie osobę i cel wizyty.
Bez względu na to, co wpiszę w ostatniej rubryce, i tak kazachskie statystyki prawdopodobnie zaliczą mnie do rzeszy przejeżdżających tu co roku 6,5 mln „turystów”. Wśród nich tylko ok. 2 mln osób rzeczywiście zamierza zwiedzać kraj. Reszta to pracownicy tymczasowi z Azji, szukający tu zarobku.
Przyciągnąć turystów
Do 2023 roku liczba zwiedzających ma się niemal potroić, do 5,5 mln rocznie. To cel administracji Nursułtana Nazarbajewa, pierwszego i na razie jedynego prezydenta 25-letniej republiki niepodległego Kazachstanu – stepowego kraju leżącego na bogatych złożach ropy i gazu. Jego pałac Ak Orda jest centralnym punktem nowej stolicy (przeniesiono ją z Ałmaty 20 lat temu), którą za petrodolary z rozmachem zbudowano na środku stepu. Astana – w ciągu dnia lśniąca złotem i odbijającym się od przeszklonych biurowców słońcem, a w nocy rozświetlona iluminacjami – ma być turystyczną wizytówką kraju.
– Wartość rynku usług turystycznych szacujemy na ok. 5 mld dolarów rocznie. O ile jednak Kazachowie chętnie wyjeżdżają na wakacje za granicę, o tyle nasz kraj inni odwiedzają w ograniczonym stopniu. Przyciągnięcie ich stało się więc jednym z naszych priorytetów – deklarował przewodniczący kazachskiego Senatu Kassym-Zhomart Tokayev podczas spotkania z dziennikarzami światowych mediów, w tym z „Rzeczpospolitej”, przy okazji prowadzonych przez nich obserwacji negocjacji dotyczących pokoju dla Syrii (7. runda rozmów odbywała się 30–31 października). Są one prowadzone równolegle do genewskiego procesu.
Chcąc nadać odpowiednią rangę branży, latem powołano spółkę Kazakh Tourism. Ma promować kraj za granicą, ale też przyciągać inwestorów związanych z sektorem.