Mówi pan „branża”, ale przecież pod tym terminem kryje się duża różnorodność biznesów: przewoźnicy autokarowi, przewoźnicy lotniczy, lotniska, hotele i wszystkie inne obiekty noclegowe, biura podróży.
Do tego dodałbym jeszcze znaczne grupy przewodników i pilotów, a także agentów turystycznych, o pracownikach sezonowych nie wspominając. Właśnie wyjątkowość sytuacji polega na tym, że wszystkie te segmenty są zagrożone, bo wszystkie są ze sobą powiązane, jeden zależy od drugiego.
Przy czym jest to branża niezwykle rozproszona, większość stanowią średnie i małe firmy. Szacuje się, że turystyka – bez transportu, liczonego osobno – daje bezpośrednio pracę 700 tysiącom ludzi i przynosi 6-7 procent produktu krajowego brutto, jak podaje Ministerstwo Rozwoju.
Jeszcze kilka tygodni temu polscy przewoźnicy autokarowi byli liderami w Europie w zakresie przewozu grup turystów, szczególnie z Azji, na zlecenie polskich i europejskich touroperatorów. Przyjazdy zagranicznych gości do Polski – w zeszłym roku 21 milionów, co nas lokuje na 19 miejscu na świecie – rosły najszybciej w Europie (nie licząc startujących dopiero w masowej turystyce krajów bałkańskich), a turystyka krajowa wręcz kwitła.
Na wyjazdy zorganizowane przez biura podróży wyjechała w zeszłym roku rekordowa liczba ponad 7,8 miliona turystów.
Większość działających w kraju hoteli należy do polskich przedsiębiorców i polskiego kapitału, mamy ogromną bazę obiektów turystyki sezonowej, tej często dostępnej dla osób mniej zamożnych, mamy jeden z największych w Europie rynków turystyki dzieci i młodzieży – prawie 1,5 miliona uczestniczy co roku samych tylko koloniach i obozach.