- Sądzę, że rok nie będzie stracony, chociaż nasza rentowność będzie mała. Co do sprzedanych już ofert - nie oszukujmy się, wczesna sprzedaż nigdy nie była dominującą częścią sprzedaży, nie przykryje więc zysków z kolejnych okresów, szczególnie ze szczytu sezonu letniego.
- Do listy pozytywnych wydarzeń trzeba też dopisać decyzję władz Turcji, że Polacy mogą przyjeżdżać z samymi dowodami osobistymi, nie potrzebują już paszportów. Kiedy ją ogłoszono w Coralu Travel, specjalizującym się w tym kierunku zapewne strzelały korki od szampanów? - półżartem moderator zwrócił się do przedstawiciela tego biura podróży.
- To nasz szef, Kaan Ergun jeszcze w zeszłym roku zaproponował takie rozwiązanie. Rozmawialiśmy o tym z ambasadorem Turcji w Warszawie i z ministrami turystyki i spraw zagranicznych. To rozwiązanie podobne do rozwiązania przyjętego wobec innych krajów. Dobrze się stało, bo nie wiedzieć czemu wielu klientów nie lubi wyrabiać paszportów, wybierali więc na wakacje kraje, do których można jeździć bez tego dokumentu – mówił Tułaczko.
Marcin Tułaczko przyznał, że z inicjatywą zwolnienia polskich turystów przyjeżdżających do Turcji z obowiązku posiadania paszprtów wystąpił szef Coral Travel Kaan Ergun
Foto: Mariusz Szachowski
- Mamy nadzieję, że to się pozytywnie odbije na sprzedaży. Nie wiem, czy to jest powód, myślę, że częściowo tak, ale dynamika sprzedaży nie tylko powróciła do tej sprzed wybuchu wojny, ale jest teraz wyższa - dodał.
Radości Tułaczki nie podziela Karolewski, którego firma specjalizuje się w Egipcie. Jego zdaniem możliwość wyjechania do Turcji bez paszportu spowoduje „przekierowanie do tego kraju części ruchu z Egiptu”.
- Efekt mrożący 24 lutego był absolutnie widoczny. Na szczęście sprzedaż już wróciła do poziomu sprzed tej daty, ale sytuacja wojenna może mieć różne zwroty, które przełożą się na popyt.
Egipt bez Rosjan na pewno radzi sobie gorzej, szczególnie Szarm el-Szejk, który w 70 procentach bazował na klientach z Rosji. Hotele ograniczają usługi lub wręcz zamykają się, bo wiedzą, że bez tych klientów nie zarobią na utrzymanie ruchu - mówi.
Ułatwienia w podróżowaniu do Turcji nie cieszą touroperatora specjalizującego się w Egipcie - mówił Grzegorz Karolewski z ETI
Foto: Mariusz Szachowski
Turystyka, jak wyczerpany bokser
Moderator panelu poruszył też wątek ewentualnej dalszej pomocy państwa dla branży turystycznej, która nie tylko ciągle nie wyszła z kryzysu, ale jest dręczona kolejnymi groźnymi sytuacjami.
- Moim zdaniem pomoc powinna trwać – oceniał jednoznacznie Piotr Burwicz. - Nasza walka boksera trwa, to są tylko kolejne rundy tej walki. Wcale nie jest tak, że przed nami już tylko świetlana przyszłość i wychodzenie z kryzysu. Czujemy daleko idące wyczerpanie w tym wszystkim. W reżimie oszczędnościowym można działać przez miesiąc, dwa lub trzy. Ale potem następuje wyczerpanie pracowników i organizacji. Inflacja, słaby złoty i ceny paliwa nie ułatwiają nam wychodzenia z tego stanu.
- Z jednej strony bieżące problemy, o których wspomnieliśmy, a z drugiej – konieczność spłacania co miesiąc rat na Turystyczny Fundusz Zwrotów – przypomniał Piotr Henicz. Polska Izba Turystyki, jako reprezentant dużej części środowiska turystycznego, prowadzi rozmowy z Ministerstwem Sportu i Turystyki o ewentualnym całkowitym lub częściowym umorzeniu tej pomocy, jak to bywało w innych branżach i innych krajach. Zwracamy uwagę, że od tego zależy stabilność nie tylko touroperatorów, ale także powiązanej z nimi silnie rzeszy biur agencyjnych. Te ostatnie musiały bowiem zwrócić organizatorom prowizje za wyjazdy sprzedane, ale potem anulowane z powodu covidu. Jeśli państwo umorzyłoby zobowiązania organizatorom, organizatorzy w takim samym stopniu umorzyliby zobowiązania agentom. To niezwykle ważny element wpływający na stabilność całego systemu - przekonywał.
Gwarancje - kula u nogi touroperatora
Moderator przypomniał, że oprócz katalogu wymienionych już w rozmowie problemów, piętrzących się przed biurami podróży, jest jeszcze jeden, systemowy, szczególnie dotkliwy w obecnej sytuacji. To problem zabezpieczenia klientów na wypadek upadłości organizatora. Biura podróży podnoszą często, że przepisy narzucają im konieczność zapewnienia sobie bardzo kosztownych gwarancji ubezpieczeniowych.
- Wracam z uporem maniaka do kwestii rozłożenia ciężarów, jakie z tytułu zabezpieczeń ponosi organizator. Mówiliśmy o tym podczas poprzedniej naszej konferencji w Sulejówku, ponieważ w covidzie sytuacja się zaostrzyła – ubezpieczyciele i reasekuratorzy stawiają coraz większe wymagania.
- Polski klient jest wyjątkowo mocno zabezpieczony, ale organizator słono za to płaci. Z jednej strony musi zapewnić sobie gwarancję, z drugiej płaci składki do Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego. Pytanie – czy nie rozłożyć tych ciężarów nieco inaczej, by ulżyć touroperatorom, by podtrzymać ich stabilność – mówił Frydrykiewicz.
Członek zarządu Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego, odpowiedzialny za Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, Marek Niechciał przedstawił pokrótce stan trzech funduszów. Jak powiedział, w Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym zgromadzono ze składek organizatorów wyjazdów 190 milionów złotych. Jeśli chodzi o Turystyczny Fundusz Pomocowy, w związku z wojną po pożyczkę z niego sięgnęło kilku organizatorów wyjazdów na Ukrainę, którzy musieli odwołać wyjazdy. W sumie poprosili o „małe kilkaset tysięcy złotych”. W kwestii Turystycznego Funduszu Zwrotów, Niechciał przyznał, że są organizatorzy, którzy nie spłacają regularnie miesięcznych rat. Prawdopodobnie jest to dla nich znaczące obciążenie.
Karolewski potwierdził, że pozyskanie gwarancji rzeczywiście było w ostatnich latach dużo większym wyzwaniem niż przed pandemią. Wiarygodność firm turystycznych jest traktowana jak zerowa. ETI działa na wielu rynkach europejskich i dzięki temu widzi, że podobne problemy mają koledzy z innych krajów.
- Skala trudności uzyskania gwarancji wzrosła. Niestety, to co się dzieje na zewnątrz branży turystycznej nie wpływa pozytywnie na jej wiarygodność, a nie wiadomo, co się jeszcze zdarzy - mówił.
- Obecnie obowiązujące regulacje powstały w zupełnie innych realiach i chociażby z tego powodu powinny być zmienione – uważa Henicz. - Kondycja największych graczy na rynku europejskim, nie tylko polskim, osłabła. Sytuacja największej turystycznej Grupy TUI, która mówiąc delikatnie nie jest najlepsza, ma wielki wpływ na rynek ubezpieczeniowy i reasekuratorski. Był upadek Thomasa Cooka, pandemia, teraz jest wojna w Ukrainie to są wydarzenia, które destabilizują rynek i powodują, że warunki stawiane touroperatorom są nierealne, kosmiczne.
Henicz wyjaśnił, że touroperator starający się o gwarancję musi nie tylko zapłacić za nią firmie ubezpieczeniowej (opłata jest nie mniejsza niż w roku 2019, a obroty biura podróży o wiele niższe) , ale i zapewnić zabezpieczenie finansowe. - Jeszcze cztery, pięć lat temu ubezpieczycielowi wystarczyło zabezpieczenie w wysokości 15-20 procent kwoty gwarancyjnej, a teraz żąda 100, a nawet 120 procent. Słyszymy: Chcecie 100 milionów gwarancji, to musicie wpłacić 100 milionów depozytu. Mamy sami siebie reasekurować, jaki to ma sens? Dla wielu podmiotów takie sumy grożą zdestabilizowaniem sytuacji finansowej firmy.
- Są dwie drogi – skomplikowany proces legislacyjny, zmieniający ustawę lub uproszczona procedura już raz zastosowana w covidzie. Niezależnie od przyjętej koncepcji jest już najwyższy czas ją rozpocząć.
- Pełna zgoda – wtórował mu Burwicz i wyjaśniał, że uzyskanie gwarancji to skomplikowany i długotrwały proces.
- Każda gwarancja wymaga kilku reasekuratorów. To są europejskie i światowe firmy. Trudno im wytłumaczyć, że nie powinno być problemów z nami, bo wysyłamy cały czas klientów, na przykład do Dominikany. Miałem taką rozmowę i pan z Amsterdamu mówi mi: zaraz zaraz, to nam nie wolno wychodzić z domów, co najwyżej wyprowadzić psa, a pan mi tu opowiada, że wysyłacie samoloty pełne turystów. U nich akurat był lockdown, na ulicach pusto i trudno tego pana było przekonać, że u nas inaczej. Goście od ryzyka są bardzo kreatywni w wymyślaniu pytań i problemów, żeby udowodnić nam, że nie martwimy się dostatecznie mocno, wszystkim, co się może wydarzyć.
- Świetnie byłoby zmniejszyć ten problem, na przykład zmniejszając poziom gwarancji. Apeluję, żeby te współczynniki zmienić i ułatwić nam prowadzenie biznesu. Tu i teraz to się powinno stać. To by nam oszczędziło dużo czasu. To jest proces ciągły – ciągle musimy się tym zajmować, bo jeszcze jest monitoring – co miesiąc dostajemy setki podchwytliwych pytań panów od ryzyka, sprawdzających, czy dostatecznie przewidujemy wszystkie negatywne sytuacje, które mogą na nas spaść.
Tułaczko miał to samo zdanie: Trudno się nie zgodzić z apelem kolegi. Od lat rozmawiamy w branży, żeby te zabezpieczenia były łatwiejsze do uzyskania. Warto dodać, że te obciążenia blokują nam rozwój – do każdych stu złotych w cenie imprezy musimy dodać obciążenia z tytułu gwarancji. Tymczasem chcielibyśmy odbić się od strat z pandemii. Jeśli nasza sprzedaż będzie szła dobrze, będziemy musieli podnieść gwarancje, czyli znowu siadać do stołu i negocjować, przekonywać. Apelujemy, żeby te rozmowy były poważne i żeby wziąć na poważnie nasze prognozy.
Ministerstwo: Problem rozwiążemy przed wakacjami
Do postulatów touroperatorów odniósł się przysłuchujący się debacie dyrektor departamentu turystyki w Ministerstwie Sportu i Turystyki Dominik Borek. Przyznał, że zna propozycję Polskiej Izby Turystyki, a „pan minister Andrzej Gut-Mostowy podchodzi do niej przychylnie”, żeby minimalna suma gwarancji była ustalana na podstawie obrotów zeszłorocznych, ale z kwotowym ograniczeniem. - PIT proponuje, żeby to było 50 procent, analizujemy właśnie razem z departamentem rynku finansowego Ministerstwa Finansów, czy to jest kwota właściwa, czy może powinna być trochę większa. Generalnie przychylamy się, by rozwiązania w formie nowego rozporządzenia do ustawy przeprowadzić, to jest najszybsza droga do celu.
Czy przed wakacjami to się uda? - dopytywał moderator.
- Absolutnie tak, od porozumienia dwóch ministrów i podjęcia decyzji do wydania rozporządzenia nie potrzeba dużo czasu – zapewnił Borek.
Borek zabrał też głos w sprawie pomocy publicznej dla organizatorów. - Była tu mowa o Turystycznym Funduszu Zwrotów, że część podmiotów ma problemy ze spłatą. Myślę, że dobrą informacją będzie, że mamy zgodę Komisji Europejskiej dla programu pomocowego, który będzie polegał na przedłużeniu spłaty pożyczki z TFZ. Termin rozpoczęcia spłacania zostanie przedłużony do końca grudnia tego roku, ale tylko dla podmiotów, które mają z tym problem. Komisja Europejska wyraźnie wskazała, że przedłużenie terminu jest traktowane jako pomoc publiczna, może więc objąć jedynie firmy, które realnie mają problem na rynku. Obserwujemy bowiem, że są podmioty, które maja wyniki lepsze niż przed pandemią. Jeśli ktoś spłaca raty terminowo, pomoc w jego wypadku byłaby niezasadna – podsumował.
Dominik Borek zapewnił, że rozporządzenie ukaże się przed wakacjami
Foto: Mariusz Szachowski