Największe linie lotnicze Europy chciałyby, żeby Unia Europejska zrewidowała rozporządzenie 261, które reguluje prawa pasażerów linii lotniczych w sprawie wysokości odszkodowania wypłacanego, kiedy lot jest opóźniony lub odwołany - pisze brytyjski portal branży turystycznej Travel Weekly.
Czytaj więcej
Linie lotnicze nie zdążyły wyjść jeszcze z kryzysu wywołanego przez pandemię covidu, a już weszły w kolejny, spowodowany wojną w Ukrainie. Dlatego domagają się od rządów krajów europejskich zniesienia ograniczeń w podróżowaniu i przedstawienia planów na wypadek pojawienia się kolejnych groźnych mutacji koronawirusa.
Na szczycie branży lotniczej Airlines for Europe (A4E), który odbył się w Brukseli, prezes Grupy Ryanaira Michael O’Leary powołał się na przykład Wielkiej Brytanii, która po wyjściu z UE rozważa system odchodzący od sztywnych stawek rekompensat. Przepisy brytyjskie miałyby wiązać odszkodowanie za opóźnienie lotu z ceną biletu. Przy tym obowiązek jej wypłacenia rodziłby się już w momencie przesunięcia wylotu o godzinę, a wysokość odszkodowania zmieniałaby się w zależności od tego, jak duże byłoby opóźnienie. Zgodnie z przepisami unijnymi pieniądze należą się pasażerom dopiero, kiedy samolot jest opóźniony co najmniej o 3 godziny.
Inne propozycje przewidują, że przewoźnicy musieliby oddawać biurom podróży posiadającym licencję Atol (odpowiednik polskiej gwarancji ubezpieczeniowej) pieniądze za loty wykorzystywane w ramach pakietów turystycznych. Urząd Lotnictwa Cywilnego miałby uprawnienia do nakładania kar na przewoźników, jeśli nie zapłaciliby odszkodowania w ciągu siedmiu dni.
Według ministra transportu Wielkiej Brytanii Granta Shappsa to najlepszy efekt brexitu. O’Leary uważa, że jeśli brytyjski rząd zreformuje przepisy o odszkodowaniach, to może to pomóc przekonać Komisję Europejską, by też podjęła kroki w tej sprawie. Przewoźnicy od lat domagają się bowiem rewizji rozporządzenia, która ich zdaniem narzuca im drastycznie wysokie odszkodowania.