To najczęściej powtarzające się opinie w debacie „Polski Bon Turystyczny – koło ratunkowe dla branży turystycznej i wsparcie dla rodzin”, którą 14 października zorganizowały wspólnie „Rzeczpospolita”, Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii i serwis branży turystycznej Turystyka.rp.pl. Wzięli w niej udział przedstawiciele rządu, na czele z wicepremierem i ministrem rozwoju, płacy i technologii Jarosławem Gowinem, organizacji branżowych, touroperatorzy, hotelarze, gestorzy atrakcji turystycznych.
Pierwszą część debaty zrelacjonowaliśmy w materiale pod tytułem „Debata. Bon turystyczny inspiruje do podróżowania”. Dzisiaj przedstawiamy ciąg dalszy dyskusji.
Jest bon, nie ma wycieczek szkolnych
Mimo że, wprowadzając bon przedstawiano go sposób na ratowanie organizatorów turystyki w dobie kryzysu wywołanego epidemią, trudno uznać, że ta zapowiedź się ziściła – mówił Krzysztof Maziński, właściciel biura turystyki dziecięcej i młodzieżowej BUT.
– Owszem realizowaliśmy w lecie bony, ale w 95 procentach były to dopłaty do imprez kupionych wcześniej. Bon nie wygenerował więc impulsu popytowego – podkreślił.
Olbrzymią nadzieję wiązała branża – ciągnął Maziński – z możliwością wykorzystania bonów na opłacenie wycieczek szkolnych. Bon wydawał się idealnie skrojony do tego. Rzeczywistość jest jednak inna, bo wycieczek szkolnych nie ma. Ministerstwo Edukacji Narodowej wydało komunikat, zakazujący ich organizowania.