Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.
Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?
Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Łukasz Adamowicz, wiceprezes Grupy BFC, wiceprezes Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel, członek Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń, w ostatnich miesiącach jeden z aktywniejszych negocjatorów w rozmowach z rządem na temat pomocy dla branży turystycznej i MICE.
– W lutym, kiedy musiałem odwołać wyjazdy incentive, nie spodziewałem się, że skala pandemii będzie tak ogromna. To był armagedon, nasza firma odczuła kryzys z każdej strony – i jako hotel, i jako organizator wyjazdów motywacyjnych dla firm, i jako organizator wyjazdów indywidualnych. Nie przypuszczaliśmy, że będziemy na przemian zamknięci i otwarci przez prawie rok. Najgorsza w tym wszystkim była, i ciągle jeszcze jest, niepewność, kiedy będzie można wrócić do normalnej działalności operacyjnej.
CZYTAJ TEŻ: Branża turystyczna: Ograniczenie ferii, to pogłębienie naszej zapaści