John Mansell, dyrektor operacyjny w Hotelplan UK, spółce matce biura podróży Inghams, zajmującego się organizowaniem wyjazdów narciarskich, mówił w czasie konferencji organizacji reprezentującej brytyjskie biura podróży i agentów turystycznych, ABTA, że turystyka narciarska za 10 lub 20 lat będzie wyglądać zupełnie inaczej niż obecnie. – Zmiany klimatu są dla branży narciarskiej katastrofą. Śnieg topnieje, średnia temperatura w Alpach rośnie, a linia śniegu szybko się cofa – cytuje go portal Travel Weekly. Jak dodawał Mansell, sezon narciarski jest o miesiąc krótszy niż w latach 70., a lodowce górskie topnieją i należy liczyć się z tym, że do końca stulecia znikną.
Czytaj więcej
Europejska Komisja Podróży rozpoczyna wdrażanie działań na rzecz klimatu. Zobowiązuje się do zmniejszenia o połowę emisji gazów do 2030 roku, a także do wspierania zaangażowania na rzecz klimatu członków narodowych organizacji turystycznych.
Mansell mówi o „błędnym kole” – temperatury rosną, lód topnieje, zwiększają się opady, które zmywają jeszcze więcej lodu, a odsłonięte skały się nagrzewają, co znów przyczynia się do topnienia śniegu. Jeśli deszczu jest za dużo, śnieg staje się niestabilny i powoduje lawiny.
Ośrodki narciarskie podejmują drastyczne działania, aby przetrwać. – Wiele ośrodków „uprawia” śnieg, zasłaniając go odblaskową folią. Inni przenoszą go do zacienionych dolin, aby zachować go jak najwięcej na następny rok, ale to wszystko jest kosztowne i pracochłonne – opowiada Mansell. W wielu kurortach robi się sztuczny śnieg, co jest bardzo kosztowne i nieekologiczne, bo do wyprodukowania jednego metra sześciennego śniegu potrzeba 400 litrów wody, chociaż pojawiła się ostatnio nowa technologia, która pozwala wyprodukować dwa razy więcej białego puchu przy o połowę mniejszym zużyciu wody. Ale to tylko przedłużanie agonii.
Zdaniem Mansella, wiele ośrodków położonych niżej może mieć problemy finansowe. Dlatego oferują inne aktywności niż narty – wędrówki, jazdę na rowerze, wspinaczkę, spa.