Już niedługo rok 2020 odejdzie do historii. W turystyce miał być kolejnym rokiem wzrostu, sukcesu, zysku. Tymczasem nazwanie go okropnym lub strasznym będzie eufemizmem. Branża zapamięta go jako rok zapaści. Firmy i pojedynczy przedsiębiorcy jeszcze długo będą leczyć rany, jakie zadał im kryzys wywołany koronawirusem.
Ale jak to zwykle bywa, trudności są też często szansą na zmiany, na zdobywanie nowych umiejętności, na spojrzenie z boku na biznes i własne życie. Pytamy menedżerów branży turystycznej, jaki to był rok* dla nich zawodowo i prywatnie. Co uznają za sukces, a co za porażkę?
Dzisiaj rok 2020 podsumowuje Rafał Szlachta, od końca października prezes Polskiej Organizacji Turystycznej, wcześniej (styczeń-październik 2020 r.) dyrektor departamentu turystyki w Ministerstwie Rozwoju. Pochodzi z Krakowa, jest byłym mistrzem Polski i wicemistrzem świata sztuki walk muai thai (boks tajski). Wiceprezes Światowej Federacji Muaythai, prezes Polskiego Związku Muaythai. Przedsiębiorca – prowadził klub sportowy i restaurację tajską.
-Miniony rok był jak burza. A wiadomo, burza przynosi straty, ale po burzy wychodzi słońce. Trzymając się tej przenośni – kiedy pracowałem w ministerstwie w trakcie burzy udało nam się trochę rzeczy ochronić, uratować. Dlatego nie uważam tego roku za stracony, wręcz przeciwnie – był pełen wyzwań, ale i dających poczucie satysfakcji osiągnięć.
Proces legislacyjny nauczył mnie pokory
W trakcie burzy walczyłem czasem, jak zawodnik na ringu, do kresu sił. Staraliśmy się z wiceministrem Andrzejem Gutem-Mostowym i ówczesnym wicedyrektorem departamentu turystyki Dominikiem Borkiem (po odejściu Szlachty został dyrektorem – red.) przekonywać „górę” do pomysłów ratujących branżę turystyczną.